Wspieramy działalność chóralną
  • Language / язык
 
Chór: Fundacja Chórtownia
Kraj: Poland
Data rozpoczęcia: 2016-09-19
Dostępne tłumaczenia:
English

Relacja z festiwalu w Lloret de Mar

Relacja z festiwalu w Lloret de Mar
Relacja z festiwalu "Canco Mediterranea" i konkursu chóralnego im. Pau Casalsa w Lloret de Mar w Hiszpanii. 13-18 września 2016.

W tym roku na festiwal do Lloret de Mar przyjechały 22 chóry z 10 państw: Polski, Słowacji, Czech, Włoch, Francji, Islandii, Węgier, Litwy, Estonii i Hiszpanii, łącznie około 800 osób. 

Przesłuchania 

Przesłuchania chóralne to poważna sprawa. 14 września 2016 rano jury w składzie: Elżbieta Wtorkowska (Polska), Natalia Komarova (Rosja), Milan Pazurik (Słowacja), Tim Knight (Wielka Brytania), Jan Borowski (Polska)  i Hordur Askelsson (Islandia)  przystąpiło do pracy. Chóry mogły startować w 5 kategoriach: muzyka sakralna, rozrywkowa, ludowa, katalońska i utwór Pau Casalsa.

Pierwszy wystąpił Chór Albis z czeskiego miasta Decin – prawie same dziewczyny. Zaśpiewał ładnie, szczególnie opracowanie "Tonight I feel young" i "She's got a ticket to ride" Beatlesów. Następny, Chór Mieszany PSM z Sochaczewa pod dyrekcją Iwony Niemyjskiej najlepiej wykonał polski utwór "Soli tej ziemi" – tu wreszcie dzieci zaczęły przekazywać słuchaczom emocje podczas śpiewania. Po nich wystąpiły perełki – Dziewczęcy Chór Katedralny "Puellae Orantes" z Tarmowa pod dyrekcją ks. Władysława Pachoty. Dziewczyny śpiewały cały występ na pamięć, swobodnie manipulując dynamiką utworów od forte fortissimo do piano pianissimo i odwrotnie. W utworze "Hej, na krakowskim rynku" zabrzmiał hejnał i rejwach przekupek, a potem piękne altowe solo. Potem "Szła dzieweczka do laseczka" w aranżacji Jacka Sykulskiego, który dał się w niej wyśpiewać wszystkim głosom - utwór wykonany z elementami tanecznymi. Następny - ognisty "Mazur", w którym było słychać echa staropolskich zabaw, również z małym elementami tanecznymi, które już pojawiły się praktycznie w każdym utworze, skutecznie urozmaicając występ. W piosence "Singing in the rain" z filmu "Deszczowa piosenka" dziewczyny po raz kolejny udowodniły, że aby wywołać uśmiech publiczności wystarczą małe ruchy: wzruszenia ramion, ruchy rękami, czy całusek na zakończenie utworu. Całość zrobiła bardzo dobre wrażenie i chór wyszedł przy burzliwych oklaskach.

Kolejny chór to Chór Mieszany "Concerto Glacensis" z Kłodzka pod dyrekcją Katarzyny Mąki – przemili ludzie w różnym wieku, wszyscy z wielką pasją śpiewania (jeden z chórzystów przyjechał na konkurs ze złamaną kostką w gipsie po kolana i śpiewał na siedząco, na wózku). To jeden z tych polskich chórów, które wzięły sprawy w swoje ręce i założyły stowarzyszenie, próbując się finansować samodzielnie. Tymczasem ich występ był jednym z najlepszych pod względem "klimat": po stosunkowo nieudanym początku (jakaś niekontrolowana panika w pierwszym utworze położyła się cieniem na drugi), w trzecim, "Majesty", pozytywne emocje wybuchły i udzieliły się słuchaczom, nadrabiając wrażenie z początku. Z nawiązką. Potem przegrupowanie i gimnastyka (plus transport wózka feralnego chórzysty) i kategoria"ludowe": Podhalańskie śpiewki – genialne. Momentalnie znaleźliśmy się na halach, słuchając dialogującego chóru: kobiety z jednej góry śpiewały do mężczyzn na drugiej górze, a chór męski im "odśpiewywał". Ostatni fragment zaśpiewali tak, jakby od tej pieśni zależała przyszłość całego kraju. Kolejny utwór rosyjski – Wychożu odin ja na dorogu – i błyskawiczna zmiana okoliczności przyrody na wielką, szeroką, leniwie płynącą rzeką z ogniskami palącymi się po obu jej stronach. Potem bułgarska "Swadźba" zaśpiewana – a jakże – bułgarską emisją, ze skomplikowanym rytmem wybijanym nogą – też piekielnie emocjonalna. Potem, wraz ze zmianą kategorii na "rozrywkę", dla uspokojenia atmosfery bardzo znane "Feelings" (z towarzyszeniem egzotycznego duetu instrumentalnego z Lądka Zdroju: Bartka grającego na kongach i Hiszpana Mojzesa na gitarze, porozumiewających się między sobą dla fantazji... po śląsku). "Feelings" zabrało nas w romantyczną podróż, która skończyła się w następnym utworze ("Hit the road, Jack") ostrą kłótnią kochanków, wykonaną z wielkim temperamentem.

Ostatnim chórem przed przerwą byli "Medici pro Musica" z Olsztyna, pod dyrekcją Małgorzaty Wawruk – chór w którym śpiewają głównie lekarze. Niestety, ponieważ na początku chóry trochę przedłużały swoje wystąpienia, rozpoczęła się pora obiadowa i chór musiał śpiewać przy wychodzących ludziach, co jak można się domyślić, nie sprzyja ani koncentracji, ani nastrojowi.

Po przerwie pierwszym zespołem był Chór Żeński "Viva" z Wilna pod dyrekcją Viliji Mazintaite - niewielki, 25-osobowy, bardzo dobrze przygotowany zespół. Przepiękne wykonania wszystkich utworów na świetnym poziomie technicznym uzupełniała oszczędna, ale równiusieńka choreografia. Jeden z utworów został opracowany choreograficznie w wersji "dla niesłyszących" – powolne, płynne ruchy przypominające tai-chi potęgowały smutek molowego utworu. W następnym utworze zabrzmiały piękne solówki, a chór idealnie akompaniował w tle. Potem znów zmiana nastroju i agresywnie zaśpiewany utwór z przytupem i towarzyszeniem konga. W kategorii rozrywkowej w utworze "Dancing Queen" ABBY zespół, praktycznie nie ruszając się z miejsca, formował figury żywcem wyjęte z choreografii koncertów z lat '70. Ten zespół oddychał i poruszał się jak wielogłowy smok, idealnie wyczuwając wspólny rytm i dźwięk – takie występy zapadają w pamięć na długo.

Po dziewczynach z Litwy na scenę wszedł kolejny z chórów działających w mniejszych miastach: Wyrzysk Chamber Choir "Canto" pod dyrekcją Piotra Jańczaka, którego na pewno część Czytelników zna z utworów, które komponuje dla chórów. To chór z małej miejscowości (Wyrzysk leży trochę na zachód od Bydgoszczy i jak podaje Wikipedia, cała gmina w 2004 roku miała nieco ponad 14 tysięcy mieszkańców), ale liczy około 40 osób – i jak śpiewa! To jeszcze nic – oprócz Chóru Kameralnego "Canto" w Wyrzysku działa również osobny Wyrzyski Chór Męski (Wyrzysk Mens' Choir), prowadzony przez tego samego dyrygenta. Panowie również wzięli udział w przesłuchaniach, z bardzo dobrym wynikiem, jak się później okazało. W każdym razie – miło było posłuchać, jak panowie śpiewają np. "Głęboką studzienkę" w zaskakującej aranżacji oraz inne utwory konkursowe.

Kolejnym uczestnikiem przesłuchań był gdański chór Music Everywhere, złożony ze świetnie śpiewających młodych ludzi. Chór pokazał bardzo zróżnicowany repertuar o dużym stopniu trudności: co prawda w kategorii sakralnej wpadłam w lekkie otępienie, spowodowane zapewne nadmiarem szczęścia, więc nie zanotowałam niczego konkretnego. Należy to jednak uznać za komplement dla chóru, ponieważ coś się wtedy zrobiło z czasem (bardzo przyjemny stan!) i powróciłam do naszego wymiaru dopiero na bardzo pięknie wykonanym "O vos omnes" Pau Casalsa, katalońskiego kompozytora, którego imieniem nazwany jest festiwal w Lloret de Mar. W utworze ludowym polskim – świetna dykcja i precyzja rytmiczna. I to chodzenie po scenie, będące dowodem, że chórzystom jest absolutnie wszystko jedno, gdzie kto stoi, ponieważ każdy samodzielnie kontroluje swoją partię i nie ma znaczenia, jaki inny głos śpiewa mu "za uchem". Takie muzykowanie to dla chórzystów największa przyjemność – życzę wszystkim chórom, aby dotarły do tego poziomu swobody. Utwór z solem tenorowym o Najświętszej Panience cudowny! Solo i towarzyszący mu akompaniament w chórze wywołał u mnie dreszcze (po rosyjsku "muraszki" – zapamiętajcie, może się Wam przydać to słowo). A tańczący chór żeński w wiankach na głowie sprawiał wrażenie, jakby się miał za chwilę utopić z rozpaczy. Wiem, że jak się to pisze, to brzmi śmiesznie, ale wrażenie było naprawdę bardzo przejmujące. Poza tym było w nim ostinato, dyftongi i inne cuda (niestety nie miałam programu i nie wiem, jak się to zjawisko muzyczne nazywało). Następny utwór "ten z różami" z bardzo bogatą choreografią, również poruszył coś w duszy. Człowiek się szybko przyzwyczaja do dobrego, więc kategoria rozrywkowa była również samą przyjemnością tak dla śpiewających, jak i dla słuchających ;).

Po gdańszczanach na scenę weszli józefowianie (i znów z pomocą przyszła mi Wikipedia: Józefów, powiat otwocki, ok. 18000 mieszkańców). Chór Schola Cantorum Maximilianum z Józefowa, startujący w kategorii chórów młodzieżowych, również wystąpił na niezłym poziomie, mieszczącym się w wysokim standardzie narzuconym przez wszystkie chóry.

Po nim na scenę weszło około 50 pań z Islandii – The Women's Choir z Reykjaviku. Chór śpiewał bardzo interesująco, prezentując ciekawe rozwiązania wokalne i sceniczne. W jednym z utworów wszystkie panie w pewnym momencie zaczęły odwracać się tyłem do publiczności i została tylko solistka na tle zamierającego dźwięku. Była też kompozycja przypominająca zapis audio badania oceanograficznego na jakimś statku – słychać było jakby mowę delfinów, modulacje i świsty zbierane przez echosondę. Przez chór przechodziły, niczym przez płynącą ławicę, echa, pogłosy i bulgotanie – nawet było widać, że mormorando jest wydobywane na świat metodą Czarnej Krowy (pamiętacie wierszyk "czarna krowa w kropki bordo / żarła trawę kręcąc mordą"?) A potem, spośród tego bulgotania, objawiło się solo w sopranach, po czym bulgot umilkł, "wpadając głębiej" i utwór skończył się w głębokiej ciszy. Na tym utworze publiczność siedziała jak zaczarowana. Energia zespołu unosiła się nad chórzystkami i obejmowała również słuchaczy.

Kolejnymi zespołami był męski chór seniorów Choeur d'Hommes du Pays Vannetais z Vannes, z Francji, prowadzony przez Małgorzatę Pleyber i występujący po nim Chór Uniwersytetu Ekonomicznego Ars Cantandi z Wrocławia. Temu ostatniemu przydarzyła się przygoda – musiał przerwać przesłuchania, ponieważ z powodu opóźnienia nadszedł czas na wyznaczoną poprzedniego dnia porę pogrzebu (w Lloret pogrzeby odbywają się następnego dnia po śmierci i nie może być inaczej, nawet ze względu na trwający festiwal), w związku z tym część utworów zaśpiewał już po przerwie.

Potem wystąpił chór męski Coro il Polifonico di Ruda, ale nie di Ruda Śląska, tylko di Ruda z Włoch, kierowany przez panią Fabianę Noro. Dobry chór można poznać po tym, jak śpiewa piano. Coro il Polifonico di Ruda to jest BARDZO dobry chór. Bardzo piękne różnice dynamiczne i jakość dźwięku powodowały, że słuchanie ich było wielką przyjemnością. Poza tym, każda kobieta uwielbia, jak śpiewa dla niej łagodnym głosem 35 przystojnych mężczyzn w stroju służbowym Jamesa Bonda. "O vos omnes" Pau Casalsa pobiło na głowę wszystkie dotychczasowe wykonania innych chórów. I tak z każdym następnym utworem. Panowie śpiewali tak, jak moja babcia śpiewała mi kiedyś kołysanki. Cudo ;)

Jakby tego było mało, następnym zespołem, który wszedł na scenę był Chór Akademii Morskiej ze Szczecina, który na wstępie dostał wielkie brawa za sam wygląd – panowie w oficerskich granatowych mundurach i kapitańskich czapkach i towarzyszące im piękne dziewczyny w powłóczystych sukniach wywołali niesamowite wrażenie na publiczności. Śpiewali równie pięknie, jak wyglądali – świetna była m.in. interpretacja utworu "Salve Regina", zawierająca fragment, który skojarzył mi się z przejmującą sceną z filmu pt. "Czterej pancerni i pies", jak polskie wojsko doszło do morza, którego brzegiem szła zawodząca kobieta w czerni i wołała swojego syna, który zaginął na wojnie: "Marek, Mareczku!" Tak samo zawodził chór żeński, chodząc po scenie podobnie, jak ta kobieta. Dalej, w tym samym klimacie, chór zaśpiewał znaną szkocką pieśń Loch Lomond. Doskonałe były też wykonania i interpretacje utworów w kategorii rozrywkowej – jeden z ostatnich utworów był utrzymany w stylu Bollywood (oczywiście z choreografią). Aaaa! Super, super! Chóralny maraton zakończył tego dnia zespół Flora Choir z Tallina (Estonia) oraz gospodarze – chór z Lloret de Mar.

Barcelona

Umówiwszy się uprzednio z gdańskim Chórem Music Everywhere pojechaliśmy razem z nim z Lloret de Mar do Barcelony, z żalem rezygnując z możliwości usłyszenia chórów mających przesłuchania we czwartek. Za to bardzo miło spędziliśmy dzień w jednym z najbardziej klimatycznych miast na świecie. Chór został przywitany w okolicach Muzeum Olimpijskiego przez przemiłą parę swoich byłych chórzystów, którzy obecnie mieszkają w Katalonii. Wycieczka objazdowo-piesza była tak zorganizowana, żeby zobaczyć jak najwięcej, ale i zdążyć poczuć klimat Parku Guell, kościoła Sagrada Familia, dzielnicy gotyckiej, żydowskiej, Las Ramblas i innych miejsc. Mariusz Lewy przygotował bardzo ciekawą, w ogóle nie męczącą trasę, niezwykle interesująco opowiadając o historii, zabytkach i zwyczajach Katalończyków. Było to podejrzanie za dobrze przygotowane jak na możliwości "zwykłego człowieka" – jak się okazało, pan Mariusz ma w Hiszpanii zarejestrowaną firmę i oprowadza wycieczki zawodowo, w różnych językach (w tym oczywiście po polsku). Oprócz talentów przewodnickich pana Mariusza zachwyciła nas punktualność i organizacja gdańskiego chóru, z czym w innych chórach różnie bywa, jak wiemy z bogatego doświadczenia... 

O godzinie 20:00 Chór Music Everywhere, a także Puellae Orantes z Tarnowa, Chór Akademii Ekonomicznej "Ars Cantandi" z Wrocławia oraz Chór Akademii Morskiej ze Szczecina miały koncert w barcelońskiej katedrze. Koncert ten, dla publiczności z całego świata, obejmował głównie repertuar sakralny, w większości były to utwory prezentowane na przesłuchaniach konkursowych. Tu wykonywane w mniejszym stresie, bo bez obecności jurorów, jednak w dużo trudniejszych warunkach akustycznych. Dla publiczności dźwięk był jednorodny, ale śpiewacy musieli zmierzyć się z sytuacją, kiedy nie słychać pełnej harmonii i każdy słyszy prawie wyłącznie siebie. Mimo tego koncert podobał się publiczności – szczególnie jego zakończenie, kiedy to wszystkie chóry (w sile około 200 osób) wyszły na scenę i zaśpiewały wspólnie "Gaude Mater". Jeden z widzów – na oko Japończyk – miał na sobie koszulkę ze Światowych Dni Młodzieży – najwyraźniej zakochał się w Polsce podczas pobytu w Krakowie i teraz skorzystał z okazji, aby posłuchać polskiej muzyki ;) 

Wygrali wszyscy!

Podczas odbywającej się w teatrze ceremonii rozdania nagród mogło uczestniczyć tylko 450 osób – tyle mieści teatr i jest to największa sala w Lloret de Mar. Osoby, które nie mogły wejść do środka, obserwowały galę na telebimie. Jury zgodnie podkreśliło, że poziom tegorocznego festiwalu był bardzo wysoki. Przyznano również Grand Prix festiwalu - puchar trafił do Włoch, do Coro il Polifonico di Ruda. Oni również zdobyli nagrodę za najlepsze wykonanie utworu Pau Casalsa. Pełne wyniki znajdą/znajdują się na stronie Festiwalu, napiszę jeszcze tylko, że puchar od Śląskiego Związku Chórów i Orkiestr otrzymał chór Singfonia z Barcelony.

Po rozdaniu nagród zaplanowana była fiesta dla wszystkich uczestników na wolnym powietrzu – jednak pogoda zrobiła nam wszystkim bardzo niemiłą niespodziankę i z nieba lunął niespotykany w tamtym rejonie o tej porze roku deszcz, niszcząc plany organizatorów w pył i w dodatku powodując interwencję policji, ponieważ gdy zaczęła się ulewa, chórzyści schronili się z placu do środka i dyrekcja teatru musiała poprosić osoby, które nie miały miejscówki o opuszczenie budynku – gdyby tego nie zrobiła, mogłoby dojść do przerwania gali i całkowitej ewakuacji teatru. Jak widać, przykre niespodzianki zdarzają się nawet najlepiej przygotowanym organizatorom, ale przynajmniej nikomu nic się nie stało (chociaż wielu porządnie zmokło).

Za to już chodzą słuchy, że Lloret musi zbudować dla chórów porządną salę koncertową ;) Lloret de Mar bowiem ostatnio jest nazywane "stolicą polskiej chóralistyki". Oprócz tego jest tam piękne morze, słońce, widoki i po zmaganiach konkursowych można spędzić trochę czasu ciesząc się wakacjami. Następny festiwal już za rok.

Do zobaczenia!


Na zdjęciu:  4 polskie chóry śpiewają Gaude Mater w katedrze w Barcelonie. 



Komentarze

Choralnet.org · Rejestracja24 - internetowa rejestracja pacjentów · projektowanie stron www · hosting: niebieski.net ·